Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2021

Potrzebuję odpoczynku

Czekam na święta... Ale nie, żeby spędzać czas z rodziną, dawać sobie prezenty, czy otwierać kolejne okienka kalendarza adwentowego. Potrzebuję mieć trochę czasu dla siebie na nicnierobienie... Na leżenie i spanie i oglądanie głupot. Na zwyczajny relaks.  Nie potrafię spać. Czuję się przepracowana. Myślę, że za dużo mam na głowie, bo mam studia, pracę w 3 przedszkolach, szkole i szkole językowej. No i prywatnych uczniów. Większość kasy, którą zarobię wydaję na leki, lekarzy, terapię... I wkurza mnie to, bo chciałabym móc zacząć żyć, odłożyć coś na fajny urlop albo wyjście na randkę... Generalnie nie mogę doczekać się soboty, bo wtedy trochę odpocznę,bo nie mam uczelni. Muszę zmniejszyć ilość pracy w przyszłym roku, bo dla mnie to jest za dużo. Ja nawet nie szukam uczniów na zajęcia, a pchają się drzwiami i oknami :/ a nie chcę odpuszczać klientów, bo nie wiem czy znów nie lockdown i zostanę wtedy bez dużej części dochodów :/ Uświadomiłam sobie, że pracuje praktycznie cały czas, nawet j

Misz masz

Czasem zastanawiam się kim jestem. Mam wrażenie, że jeden dzień jest super, a drugi jest do dupy. Mam dużo rzeczy, które muszę omówić z terapeutą, przede wszystkim mój związek, brak ochoty na seks, nadwrażliwość na dotyk....trochę się tego zebrało. To zwyczajnie utrudnia mi życie. Dla mnie rutyna, w jakiejkolwiek sferze życia to dramat. Przypominam sobie siebie sprzed sprzed lat... Pamiętam jaką miałam pasję, jak każdego dnia uczyłam się nowych rzeczy, jak chciałam zarazić cały świat miłością do hiszpańskiego. Jak mówiłam, że nie rozumiem jak kobiety mogą robić wymówki od seksu, bo mnie to nigdy nie spotka... Że nigdy nie przestanę się rozwijać... I chuj, wszystko od czego tak się wzbraniałam runęło. Nie ma już nic. Nie ma hiszpańskiego, nie ma cierpliwości do dzieci (szkolnych, na własne to w ogóle nie mam odwagi), no i mój związek marzeń przeżywa kryzys, przeze mnie. Widzę, że mój partner się stara, dzisiaj nieoczekiwanie przyniósł mi kwiaty.. Stara się być czuły. Niby wszystko gra,

Ogarniam się

Za każdym razem jak mi się nie chce, to powtarzam sobie w myślach, że chcę być lepsza o 1% niż wczoraj. Udało mi się tak z zewnątrz ogarnąć mieszkanie, pozmywać, porobić coś na uczelni. Jedyne co zmywa mi sen z powiek to moja praca na studia podyplomowe - nie mam siły tego robić, ale muszę się wziąć za siebie i to w końcu napisać. W ciągu tygodnia wiem, że nie dam rady, ale myślę, że w weekend zamknę sprawę. W tym tygodniu podrukuję sobie materiały, będzie mi na pewno łatwiej, bo przeklinanie między stronami mi po prostu nie wychodzi. Na szczęście mam bindownicę, więc będę mieć to w miarę uporządkowane.  Weekend minął mi średnio bo była uczelnia, w dodatku jestem jeszcze trochę chora. Od jutra mam dużo zastępstw, bo niestety dużo dziewczyn w pracy też się pochorowało. Czekam na wynik antybiogramu, bo nie chcę znów być leczona w ciemno... Nie chcę non stop brać antybiotyków, które pomagają na chwilę.. Ostatnio odkryłam co chcę dostać na święta. Chcę zrobić sobie badania immunologiczne,

Atomowe nawyki

Kilka dni nie pisałam, bo miałam straszne szambo w głowie. Kryzys tożsamościowy, czy coś w ten deseń. Uświadomiłam sobie, że nie lubię siebie, że chcę być kimś innym, lepszym. Kiedyś takie poczucie dawał mi udział w wolontariatach, teraz jakoś mnie do nich nie ciągnie. Wydaje mi się, że dawać można od siebie również w inny sposób. Wolontariat zaspakajał moją potrzebę nauczania i przebywania z dziećmi. Od kiedy zaczęłam pracować w szkołach i przedszkolach, czuję się zaspokojona, bo wiem wiem, że mój zawód niesie innym określone korzyści i jest on wolontariatem samym w sobie. W moje ręce wpadła fajna książka: „Atomowe nawyki”. Chcę trochę zmienić moje postrzeganie nawyków i jakoś nauczyć się w jaki sposób stawać się najlepszą wersją siebie. Wczoraj miałam pisać FCE, ale niestety cały tydzień przeleżałam w łóżku i nie dałam rady iść. Mam zaświadczenie od lekarza i poszłam na wymaz (wynik negatywny). Generalnie nie tylko ja się pochorowałam - moje koleżanki a pracy też. Nie ma praktycznie

Chyba to nie ten czas

Dzisiaj miałam mieć teleporadę o 15.30. Lekarz zadzwonił o 18.30. Powiedziałam mu, że byłam umówiona kilka godzin temu, że czekam jak głupia i nie mam siły z nim rozmawiać... Wiem głupie i po tym wszystkim poszłam zapalić.  Z resztą poszło nawet ok. Jutro idę na normalną wizytę do lekarza, a nie jakieś tam durne teleporady. Jestem zła na siebie, bo zawiodłam dzisiaj z tymi fajkami, również mojemu chłopakowi jest przykro, bo wyładowałam się na nim.  Trudno na razie będę palić, ale postaram się zmniejszyć ilość. Dzisiaj udał mi się przynajmniej ten pierwszy dzień postu przerywanego. Mam nadzieję, że to dobry początek i że dalej będzie w porządku. Czasem chwyta mnie głód, ale na ogół nie ma tak źle. Gorzej jak zaczynam jeść, bo wtedy nie mam ochoty przestać. Zjadłabym wszystko.  Piłam dzisiaj samą wodę, co też jest dla mnie nowością. Muszę się pouczyć trochę na ten egzamin z angola. Może mnie to zmęczy i pójdę spać o normalnej porze. Myślałam, że będzie normalnie, że uda mi się, że jestem

Dużo na głowie - może to jest sposób?

Dawno nie byłam zmotywowana do zrobienia czegokolwiek. Zmiany chciałam wprowadzać stopniowo, ale z doświadczenia wiem, że to u mnie nie działa. Postanowiłam wprowadzić wiele zmian naraz, bo nie ma na co czekać. Przestraszyłam się cukrzycy, więc postanowiłam uwrażliwić moje komórki na insulinę. Dieta - dzisiaj szło względnie, wieczór był gorszy. Mimo wszystko udało mi się zejść do 115.6 kg od wczoraj - więc jakiś progres jest. Zasady Zasady jakie chce wprowadzić w życie to: 1. Trzymać się zdrowej diety i stosować post przerywany  2. Ćwiczyć jakkolwiek  3. Nie palić!!!! - nie chcę już dłużej odkładać rzucenia palenia na później. 4. Żyć w ciągu dnia i spać w nocy - wstawać o 6.00 i zasypiać o 22.00 To za 4 zasady, których chcę się trzymać, by zacząć zdrowo żyć. Myślałam o moim związku i myślę, że mój chłopak może być skołowany moimi działaniami - dlatego nie wychodzi z inicjatywą. Jestem strasznie roztrzepana, dlatego on się nie potrafi w tym odnaleźć. Muszę dla siebie, dla niego i dla do

16:8?

Dzisiaj byłam w teatrze na musicalu i wkurwiłam się, że łaski, które były na scenie mają takie ładne figury... Stwierdziłam, że chcę wyglądać chociaż odrobinę tak ładnie jak one. Mój cel to 36 kg. Dużo ale tego wymaga moje zdrowie. Chcę na początek zejść do 100 kg do końca roku. A następnie do wesela siostry mojego chłopaka do conajmniej 80kg. Dawno nie myślałam o dietach, brzydziłam się nimi, bo moja mama jest bulimiczką i zmuszała mnie do diet za dziecka, kazała iść do klasy sportowej żeby schudnąć itd. Bałam się, że będę taka jak ona - że będę non stop skakać między dietą a obżarstwem, więc zamiast tego wybrałam obżarstwo. Głupie wiem :/ przez złość na mamę zjechałam zapuściłam się.  Postanowiłam spróbować postu przerywanego, bo uwrażliwia komórki na insulinę, a to dla mojego zdrowia jest bardzo ważne. Chcę wyjść z insulinooporności, albo przynajmniej ją zmniejszyć lub nie doprowadzić do cukrzycy. Jak mam cukrzycę, to też dieta nie zaszkodzi - chcę nauczyć się jeść regularnie z rana

Widzę światełko w tunelu

Wczoraj miałam reset. Cały dzień spałam, bo opadłam z sił i rozbierało mnie jakieś przeziębienie. Zawsze tak mam jak dłuższy czas nie mam czasu na odpoczynek, organizm po prostu odmawia posłuszeństwa i się wyłącza. Było mi to bardzo potrzebne, bo wyciszyłam emocje. Dzisiaj rano wstałam, mimo przeziębienia, pełna optymizmu i nadziei. Uczę się wdzięczności i staram się na każdym kroku dostrzegać coś dobrego. Za tydzień mam egzamin i chcę na nim być po prostu sobą, pewna swej wiedzy. Wiem, że umiem na tym poziomie angielski! W końcu brakło mi ostatnio 2 punktów. Może wersja komputerowa będzie dla mnie lepsza? Zobaczymy - na pewno zaoszczędzę czas na przenoszeniu odpowiedzi na osobną kartę. Dzisiaj odwiedza mnie znajoma z nowym chłopakiem :) myślę, że będzie to miły wieczór. Od dawna się kolegujemy i to w sumie jedna z niewielu osób z którymi utrzymuję stały kontakt. Teraz chcę się skupić na sobie, na zakończeniu kilku męczących mnie spraw - praca na podyplomówkę, egzamin, praca magistersk

Koniec z rodziną

Od wczoraj bardzo intensywnie myślę o moich relacjach z rodziną. Podjęłam decyzję o odseparowania się od nich - ciągnięcie tego nie ma sensu. Oddam babci klucze na ogródek, ale najpierw chcę wziąć jakieś tam moje bibeloty.  Z mamą, tatą i bliźniakiem chcę widywać się sporadycznie. Ze starszym bratem nie chcę mieć kontaktu wcale. Moja rodzina się nie zmieni - nie chcą rozwiązywać konfliktów, wolą wszystko zamiatać pod dywan i zwalać na mnie winę za wszystko. Dzisiaj np. usłyszałam, że starszy brat przeze mnie wrócił do palenia. Wyprosiłam go po tym stwierdzeniu. Chcę pozna siebie, ale moja rodzina mi to zakłóca. Chciałam załagodzić konflikt, ale straciłam wszelką nadzieję.  Muszę skupić się na relacji ze samą sobą, a nie z ludźmi, którzy mają mnie w dupie.  Oni wszyscy są dysdunkcyjni, a przez to i ja taka jestem. Odmówiłam dzisiaj z wieczoru ucznia, bo chce sobie posiedzieć i popłakałać, tak po prostu. Chcę skupić się na relacji mojej z chłopakiem, bo tamtych się nie ds uratować.  Plan

Kubeł zimnej wody

Po sobotniej wizycie u immunologa, lekarz poza wysokim rachunkiem, wystawił mi również dosyć wysoką receptę strachu i obawy. Boję się, że doprowadziłam się do cukrzycy. Ostatnio pod wpływem stresu zajadałam słodkie, popijałam colą i jadłam śmieci. Ale teraz muszę to zmienić! Na dobrą sprawę zaczęłam od podstawy - woda. Staram się pić jej sporo, chociaż różnie to wychodzi. Staram się nie załamywać. Wczoraj na zakupach kupiłam kilka zdrowych produktów. Myślę, że muszę jeść teraz dużo grapefruitów, ewentualnie jablek, bo reszta owoców to sam cukier. Ale jak tak myślę, to lepiej zjeść jabłko niż pączka czy batona. Chciałam przejść na dietę, którą kilka lat temu ustaliła mi dietetyczka. No i ruch. Staram się uprawiać więcej seksu i więcej chodzić. Na chwilę obecną to wszystko co udaje mi się robić. Chociaż ruszam się cały dzień z dziećmi - to jedna z niewielu zalet mojej pracy. Dzisiaj kolejny raz dowiedziałam się, że moja babcia rozpowiada przykre rzeczy na temat mój i mojego chłopaka - na

3 post w ciągu doby...

Chyba jestem bardzo wkurzona. Nie wiem czemu ten świat jest tak wkurzający. Nie wiem, czemu ludzie są tak nieuczciwi. Byłam wczoraj na wizycie w mojej przychodni u immunologa, bo na prawdę nie wiem już co robić z moim zdrowiem. Uwielbiałam moją przychodnię aż do dzisiaj. Zostałam potraktowana jak człowiek z zewnątrz, zdarto ze mnie ostatni grosz i przepisano badania za które dałabym kilka tysięcy. Oni łaskawie dali mi zniżkę - na podstawowe badania, które mogę zrobić w ramach kontaktu NFZ... Wkurwiło mnie to. Poza tym wykorzystam tę okropnie drogą wizytę na dalszą diagnozę. Po prostu pójdę za jakiś czas do pani doktor w przychodni i poproszę o wypisanie skierowania na podstawowe badania i do poradni specjalistycznych. Nie wydam kilku tysięcy na podstawowe badania. Musiałabym strać hajsem. Mama mi dała pieniądze na badania - oddam jej je i powiem, że większość badań zrobię na nfz.  Jestem zarazem smutna, wkurwiona, jak i rozgoryczona. Ale dostałam kopa motywacyjnego, bo chcę być zdrowa.

Jak się pierdoli to wszystko na raz...

Dzisiaj o 8.30 oznajmiono mojej grupie seminaryjnej na uczelni, że nie mamy promotora... A mamy 7 miesięcy do obrony... Nie mamy nic napisane, bo tamten promotor stwierdził, że mamy w wakacje niczego nie pisać... To jest jakaś porażka. Totalna porażka. Nie wiem jak można tak potraktować studenta, który płaci 5000 zł rocznie czesnego?! Myślę, żeby w przyszłości się przebranżowić i zająć rękodziełem, ale muszę jeszcze się odkuć. Chcę mieć też jakiekolwiek pewne źródło dochodu. Chcialabym zajść w ciążę i wtedy pracować nad jakimś portfolio. Dzisiaj już odrobinę lepiej się czuję. W nocy miałam doła, ale wierzę, a raczej chcę wierzyć, że będzie dobrze. Chcę uczyć dzieciaki w klasach 1-3 i przedszkolaki angielskiego, chyba odpuszczę świetlicę, chociaż jest dużo plusów pracy tam. Przede wszystkim nie ma tam działań dydaktycznych, co wiąże się z mniejszą papierologią, brakiem potrzeby przygotowywania się do zajęć. Minusem jest próba współpracy z nauczycielką, która jest zaborczą indywidualistk

Tracę grunt pod nogami...

Mam doła, tego z tych głębokich i przytłaczających. Wszystko wymyka mi się spod kontroli. Myślałam, że wychodzę z tego tego gówna, zwanego potocznie życiem, ale jednak nie... Widzę u siebie wiele wad, pracuję nad nimi, ale co z tego, skoro inni mają w dupie to jak żyją i niczego nie robią. Mam jak zwykle problemy w kontaktach z ludźmi, chyba, że znowu roi mi się coś w tej tępej łepetynie. Mam okropny mechanizm obronny, który towarzyszy mi chyba od zawsze - narzekanie... Nie potrafię się cieszyć życiem. Nie potrafię po prostu gadać o pierdołach lub zamilknąć. Chujowe i nie wiem jak to zmienić. Chyba był tylko jeden okres, w którym nie narzekałam - na początku mojego związku... Chociaż jak się zastanowię, to wtedy też. Żyję w ciągłym strachu. Boję się przyszłości i nie widzę pozytywów. Boję się wydać potomstwo na tak zjebany świat, z depresyjną i narzekającą matką. Dwie emocje, które odczuwam najczęściej to wkurwienie (nie złość, bo to byłoby duże niedoprecyzowanie) i przeszywający smute