Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2022

Płacz ze złości i bezsilności...

Dzisiaj spotkałam się z murem, przez który nie potrafię się przebić. Nie ma takiej siły. Odbyłam rano bardzo stanowczą rozmowę z dyrektorką, oczywiście mur, ściana... Ta kobieta nie ma żadnej autorefleksji. Powiedziałam, że w związku z ustaleniami z zeszłego tygodnia mam zaplanowane zastępstwo w szkole językowej (co było ściemą) i w związku z tym nie wezmę dyżuru na świetlicy. Ona stwierdziła, że mam być do dyspozycji zawsze w godzinach pracy świetlicy i koniec kropka. Mam tam 11h, więc nie mam zamiaru pracować tam ani sekundy ponad wymiarowo . Postawiłam sprawę bardzo jasno, co nie spotkało się z wiwatami dyrekcji. Płakałam ze złości... Koleżanki z pracy mówią, że to normalne i każdy przez nią chociaż raz płakał i że je to nie dziwi. Większość nauczycieli się stamtąd zwija. Jestem kolejnym. Podpisze umowę, żeby mieć zapłatę za wakacje. A koniec lipca wypowiedzenie.  Jak zadzwoniłam wyżalić się bratu powiedzial mi coś bardzo przykrego, ale również bardzo prawdziwego: "Pół życia po

Zła, zdenerwowana, sfrustrowana...

Dzisiaj o 21.30 dyrektorka oznajmiła na grupie, że mam wziąć dyżur jutro na świetlicy... Ustalenia były inne. Miałam iść rano pilnować przy egzaminach, a ona daje mi dodatkową robotę, mówiąc, że według harmonogramu mam być w pracy. Bez sensu. Jestem wściekła. Mam nadzieję, że uda mi się zasnąć... Od powiedziałam jej, że nie jest to zgodne z wcześniejszymi ustaleniami, a mam na jutro już inne zobowiązania. Nie odpisała. Jebać to. Nie idę i tyle. 

Trzeba działać!

Dzisiaj tak "z dupy" weszłam na olx i zaczęłam przeglądać oferty pracy. No i mnie olśniło. Z automatu weszłam na rubrykę "edukacja"... Ale na szczęście pojawiło mi się ogłoszenie, które nie jest związane z pracą w szkole. Już wiem co będę robić w wakacje. Będę siedzieć i szkolić się w zakresie grafiki komputerowej. Przecież od zawsze lubię artystyczne działania, więc chciałabym stworzyć portfolio, nauczyć się obsługi podstawowych programów (cześć już znam) i robić to co na prawdę sprawia mi przyjemność za godne pieniądze. Wiem, że dobra w tym będę dopiero za jakiś czas, ale ważny jest ten pierwszy krok. Wykupiłam pakiet szkoleń z EITCA i uruchomię mój tablet. Porywam się trochę z motyką na słońce, ale wierzę, że mogę tworzyć coś pięknego i kreować moją przyszłość w innym, nieznanym mi jeszcze kierunku. Myślę, że w najbliższym czasie będę pracować nad poczuciem własnej wartości, bo moja samoocena została zmieszana z błotem, od kiedy pracuję w edukacji. Pękło coś we m

Ufff

W zeszłym tygodniu miałam ostatni zjazd na uczelni. Jestem mega zadowolona, odetchnęłam. Nie sądziłam, że studia aż tak mnie przytłaczają. Teraz piszę pracę magisterską, która mnie irytuje. Jest jakoś tak normalnie. Ostatnio moja mama powiedziała mi, że schudłam. Moja mama z reguły nie zauważa takich rzeczy... Trochę mnie to zmotywowało i staram się pić ostatnio więcej wody. Chcialabym odstawić pepsi, ale nie za bardzo mi to wychodzi. Generalnie chciałabym przestać doładowywać się cukrem. Ale z tyłu głowy jest obawa - nigdy już tego nie będziesz mogła pić /jeść. Wiem, że to wydaje się mało racjonalne. Żyję w strachu, że nie będę mogła zjeść pizzy, że zdrowe jedzenie mnie nie zaspokoi. Nie wiem czym jest podszyty ten strach. Taki trochę strach przed stratą. Jestem trochę zła na mojego przyjaciela. Wraca do szkoły, która zniszczyła mi życie. Zniszczyła moje zdrowie, poczucie własnej wartości, pewność siebie, chęci... Zmieniła się tam dyrektorka, która była głównym problemem, ale mimo wsz

Rozterek ciąg dalszy...

Jestem podłamana i zagubiona... Znów zastanawiam się nad pracą w szkole... Byłam dzisiaj na rozmowie kwalifikacyjnej i szkoła wydaje się w porządku. Dostałabym laptop, jest dostęp do drukarek, do ksero, tablice multimedialne, małe klasy i jasne jasne warunki. Z jednej strony chcę rzucić ten zawód, z drugiej jednak uśmiech dzieci, patrzenie na ich rozwój itd. jest niesamowite.  Zastanawiam się, jak dostanę tę pracę, to może bym dała temu zawodowi ostatnią szansę? Jednak tyle lat się kształciłam, lubię to robić. Jestem rozwarstwiona.. Dzisiaj zajadałam emocje.  Zastanawiam się jak radzić sobie z napadami jedzenia. Może zacznę wtedy pić wodę...? Macie jakieś sprawdzone sposoby na wilczy głód? 

Prokrastynacja

Nastał bardzo leniwy okres mojego życia. Jestem na siebie zła, bo chciałabym mieć motywację fo działania. Chcę popracować nad wydatkami. Ostatnio krucho u mnie z kasą, a zbliża się remont kuchni, który mnie mocno szarpnie. Chcialabym zacząć omijać sklepy typu żabka i przestać jeść gotówce. To pierwszy krok.  Zastanawiam się też dużo nad kończeniem studiów. Mam ostatni zjazd i dużo zaliczeń. Podjęłam decyzję, że będę się bronić we wrześniu. Nie dam rady napisać wcześniej pracy. Nie chce mi się - to słowa które towarzyszą mi codziennie. Chęć zmiany zawodu nie daje motywacji do pisania pracy, ani do angażowania się :( Jakoś muszę przerwa, byle do lipca. 

Zwykły dzień.

Dzisiaj pojechaliśmy na giełdę staroci, ale nie udało mi się wygarnąć jakiś perełek. Potem poszliśmy do teściów - mój teść wrócił wczoraj z pierwszej chemii, więc stwierdziłam, że wypada ich odwiedzić.  Potem byłam na obiedzie u mojej mamy. Przypomniało mi się, dlaczego mam takie problemy z jedzeniem... Moja mama nin stop zaczyna coraz to nowe diety... Teraz ubzdurała sobie keto, w zeszłym tygodniu była jeszcze na białkowej. Tak było przez całe życie. I cały czas mnie też zachęcała do diet, bo jej zdaniem zawsze byłam za gruba... Resztę dnia spędziłam na ogródku. Do środy mam L4 i mam nadzieję, że się wykuruję. Żyję ostatnio myślą o zmianie zawodu. Zbieram się powoli do tego. Myślę, że w wakacje coś znajdę. Zastanawiam się czy nie udać się do doradcy zawodowego. Dzisiaj miałam napad głodu. Ale myślę, że to przez wiele emocji, które próbuję stłamsić.

Emocje nie zawsze są naszym sprzymierzeńcem...

Biję się ze sobą. Czuję natłok emocji, wylewam morze łez. Nie umiem zdefiniować czy to smutek, czy radość, rozżalenie czy złość. Myślę, że to że zaczynam przeżywać emocje jest dużym postępem. Z reguły mówię o emocjach i je nazywam, ale z przeżywaniem tak po prostu bywa ciężko... Staram się zaognić i pogłębić relację z moim partnerem. Po prostu. Nie ma sensu wikłać się w jakieś romanse i dopowiadać sobie jakiś dodatkowych uczuć do relacji z moim przyjacielem. Chcę przekuć to dziwne pożądanie na grunt relacji z moim "konkubentem". Myślę, że fakt braku deklaracji w postaci oświadczyn może powodować jakieś dziwne reakcje i chęć znalezienia czegoś innego... Nie chcę naciskać na zaręczyny, ale jestem już dosyć zniecierpliwiona. Dzisiaj na terapii pierwszy raz od bardzo dawna dotknęłam mojego problemu zaburzeń odżywiania. Ryczałam całą terapię... Cieszę się, że w końcu udaje mi się temu przyglądać. Chcę odczarować jedzenie i czuję, że to właściwy moment. No i dzisiaj byłam na kawce

Serce nie sługa...

Jestem zagubiona...  Najprawdopodobniej zakochałam w moim przyjacielu. Patrząc na mojego chłopaka chce mi się płakać - kocham go i sama myśl, że mogłabym go zdradzić łamie mi serce. Od jakiegoś czasu mam motyle w brzuchu przy moim przyjacielu. Dzisiaj zaprosił mnie na kawę, praktycznie codziennie ze sobą rozmawiamy, komplementuje mnie i wspiera... No i mój partner też go uwielbia - więc widujemy się bardzo często. Przerażają mnie moje emocje. Nie chcę się tak czuć. Czuję jakbym zdradzała mojego chłopaka samymi myślami. Muszę się zrelaksować. Czuję, że ta noc będzie nieprzespana. Cały czas chce mi się płakać jak patrzę na mojego chłopaka. Cały czas jestem rozbita i ciężko mi się pozbierać. Czuję się jak bohaterka jakiejś pieprzonej telenoweli :/ Jutro porozmawiam z terapeutką. Może ona pomoże mi się ogarnąć.