Płacz ze złości i bezsilności...
Dzisiaj spotkałam się z murem, przez który nie potrafię się przebić. Nie ma takiej siły.
Odbyłam rano bardzo stanowczą rozmowę z dyrektorką, oczywiście mur, ściana... Ta kobieta nie ma żadnej autorefleksji. Powiedziałam, że w związku z ustaleniami z zeszłego tygodnia mam zaplanowane zastępstwo w szkole językowej (co było ściemą) i w związku z tym nie wezmę dyżuru na świetlicy. Ona stwierdziła, że mam być do dyspozycji zawsze w godzinach pracy świetlicy i koniec kropka. Mam tam 11h, więc nie mam zamiaru pracować tam ani sekundy ponad wymiarowo . Postawiłam sprawę bardzo jasno, co nie spotkało się z wiwatami dyrekcji. Płakałam ze złości... Koleżanki z pracy mówią, że to normalne i każdy przez nią chociaż raz płakał i że je to nie dziwi.
Większość nauczycieli się stamtąd zwija. Jestem kolejnym. Podpisze umowę, żeby mieć zapłatę za wakacje. A koniec lipca wypowiedzenie.
Jak zadzwoniłam wyżalić się bratu powiedzial mi coś bardzo przykrego, ale również bardzo prawdziwego:
"Pół życia poświęciłaś na kształcenie się w zawodzie, w którym traktują Cię jak szmatę...".
Nie powiem, otworzyło mi to oczy. Cała rodzina chce wyrwać się z edukacji (z moich narzekań, moich żali i mojej depresji). Chcę coś zmienić, dla siebie i dla relacji z bliskimi.
Zmieniam zawód - jeszcze nie wiem co będę robić, ale w poniedziałek jestem umówiona z doradcą zawodowym. Być może będę pracować w szmateksie wujka w wakacje i jakoś pozwoli mi to ogarnąć finanse i zająć czymś głowę.
W wakacje chcę wrócić do postu przerywanego. Chcę znów poczuć się piękna we własnym ciele. Stres nie pozwala mi na myślenie o dietach, na ten moment odpuszczam. Widzę, że mama fajnie chudnie na diecie keto, więc zastanawiam się nad jej wprowadzeniem. Muszę trochę więcej o niej poczytać o zobaczymy.
Komentarze
Prześlij komentarz