Tracę grunt pod nogami...

Mam doła, tego z tych głębokich i przytłaczających. Wszystko wymyka mi się spod kontroli. Myślałam, że wychodzę z tego tego gówna, zwanego potocznie życiem, ale jednak nie...

Widzę u siebie wiele wad, pracuję nad nimi, ale co z tego, skoro inni mają w dupie to jak żyją i niczego nie robią.

Mam jak zwykle problemy w kontaktach z ludźmi, chyba, że znowu roi mi się coś w tej tępej łepetynie.

Mam okropny mechanizm obronny, który towarzyszy mi chyba od zawsze - narzekanie... Nie potrafię się cieszyć życiem. Nie potrafię po prostu gadać o pierdołach lub zamilknąć. Chujowe i nie wiem jak to zmienić. Chyba był tylko jeden okres, w którym nie narzekałam - na początku mojego związku... Chociaż jak się zastanowię, to wtedy też.

Żyję w ciągłym strachu. Boję się przyszłości i nie widzę pozytywów. Boję się wydać potomstwo na tak zjebany świat, z depresyjną i narzekającą matką.

Dwie emocje, które odczuwam najczęściej to wkurwienie (nie złość, bo to byłoby duże niedoprecyzowanie) i przeszywający smutek. Chyba w moim życiu smutek pojawił się niedawno, bo wcześniej było tylko wkurwienie. Chociaż zastanawiam się, czy czas leczy rany, czy wydaje mi się, że moje problemy z przeszłości były błahe i nieprawdziwe.

Czasem chciałabym się nie urodzić. Byłoby prościej. Umrzeć nie mam odwagi, ale te milion chorób, które złapałam w mojej życiowej tułaczce w końcu (na szczęście) mnie zabiją. 

Idę dzisiaj do immunologa, chciałam walczyć, bo myślałam, że wszystko się ułoży... Głupia jestem,że tak myślałam.

Chyba nie chce mi się już pisać. Po co? Miało ulżyć, a jest ciężej. 

Komentarze

  1. A myślałaś może o zmianie środowiska?.. żeby nie napisać życia. Skoro od lat jest tak samo i od lat jesteś nieszczęśliwa, to czekanie tutaj nic nie pomoże, to trzeba zrobić rewolucję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Czasem plany zmieniają się z dnia na dzień.

Układanie, porządkowanie, sprzątanie...