Kubeł zimnej wody

Po sobotniej wizycie u immunologa, lekarz poza wysokim rachunkiem, wystawił mi również dosyć wysoką receptę strachu i obawy.

Boję się, że doprowadziłam się do cukrzycy. Ostatnio pod wpływem stresu zajadałam słodkie, popijałam colą i jadłam śmieci. Ale teraz muszę to zmienić! Na dobrą sprawę zaczęłam od podstawy - woda. Staram się pić jej sporo, chociaż różnie to wychodzi. Staram się nie załamywać. Wczoraj na zakupach kupiłam kilka zdrowych produktów. Myślę, że muszę jeść teraz dużo grapefruitów, ewentualnie jablek, bo reszta owoców to sam cukier. Ale jak tak myślę, to lepiej zjeść jabłko niż pączka czy batona.

Chciałam przejść na dietę, którą kilka lat temu ustaliła mi dietetyczka. No i ruch. Staram się uprawiać więcej seksu i więcej chodzić. Na chwilę obecną to wszystko co udaje mi się robić. Chociaż ruszam się cały dzień z dziećmi - to jedna z niewielu zalet mojej pracy.

Dzisiaj kolejny raz dowiedziałam się, że moja babcia rozpowiada przykre rzeczy na temat mój i mojego chłopaka - najgorsze, że są to rzeczy niezgodne z prawdą. Przykre, że ostatnie lata życia babcia chce chyba spędzić w samotności - beze mnie. Takie działania ją do tego scenariusza przybliżają. Powinnam być może bardziej wyrozumiała, ale na nastawianie całej rodziny przeciwko mnie i mojemu chłopakowi nie mam zgody. W tym wszystkim widzę przede wszystkim jej potrzebę poniżania innych i wbijania tzw szpil. To nie po chrześcijańsku - mam ochotę jej tak powiedzieć, bo do kościoła chodzi non stop i covidu się nie boi, a mnie odwiedzić nie chce bo mam kontakt z uczniami... Pominąwszy już fakt, że jestem zaszczepionym ozdrowieńcem... 

Długo mogłabym pisać o nieprawidłowościach w relacjach w mojej rodzinie, ale w sumie to staram się skupić na mechanizmie, którym się kierują. Jestem kozłem ofiarnym od zawsze - ode mnie tylko wymaga się zmiany... Na mnie kieruje się wszystkie swoje frustracje. I to ja narzekam cały czas... Mniejsza o to - ważniejsze jest co moja rodzina odwala od kiedy nie potrzebuję już ich litości, pomocy i łaski. Dla mojej rodziny to jest nie do przejścia. Więc jest kłótnia za kłótnią. A jak im "gówniara ma czelność zwrócić uwagę" - to już jest w ogóle piekło.

Nie rozumiem czemu osoby starsze nie są nauczone szacunku do drugiego człowieka?! Powtarzają tylko, że oni są starsi i lepiej wiedzą. No błagam jestem koło trzydziestki, a nadal się mnie sprowadza do roli gówniary. Poza tym chyba im się wypaczyło pojęcie szacunku - bo przytakiwanie i uległa postawa to nie jest szacunek, tylko podległość. 

Jak zwykle nie rozumiem tego świata, ale wyjdę mu naprzeciw i będę walczyć, o życie, o szczęście. Postanowiłam się odciąć od informacji, bo wolę żyć w niewiedzy - czym mniej wiem, tym jestem szczęśliwsza. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bez leków życie nie wygląda tak samo....

Układanie, porządkowanie, sprzątanie...