Misz masz
Czasem zastanawiam się kim jestem. Mam wrażenie, że jeden dzień jest super, a drugi jest do dupy.
Mam dużo rzeczy, które muszę omówić z terapeutą, przede wszystkim mój związek, brak ochoty na seks, nadwrażliwość na dotyk....trochę się tego zebrało. To zwyczajnie utrudnia mi życie. Dla mnie rutyna, w jakiejkolwiek sferze życia to dramat.
Przypominam sobie siebie sprzed sprzed lat... Pamiętam jaką miałam pasję, jak każdego dnia uczyłam się nowych rzeczy, jak chciałam zarazić cały świat miłością do hiszpańskiego. Jak mówiłam, że nie rozumiem jak kobiety mogą robić wymówki od seksu, bo mnie to nigdy nie spotka... Że nigdy nie przestanę się rozwijać...
I chuj, wszystko od czego tak się wzbraniałam runęło. Nie ma już nic. Nie ma hiszpańskiego, nie ma cierpliwości do dzieci (szkolnych, na własne to w ogóle nie mam odwagi), no i mój związek marzeń przeżywa kryzys, przeze mnie. Widzę, że mój partner się stara, dzisiaj nieoczekiwanie przyniósł mi kwiaty.. Stara się być czuły. Niby wszystko gra, a ja nie czuję już tej dawnej chemii.. Nie wiem czemu? Przecież go kocham, mam potrzeby seksualne, ale mam wrażenie, że nie względem niego. Mam przyjaciela, który jest takim trochę ideałem, bo jest wysoki, często podziela moją opinię, właściwie się nie kłócimy... Ciągnie mnie do niego, ale nie chcę niczego innego niż przyjaźni. On jest bardzo do mnie podobny i wkurzałoby mnie w nim zbyt wiele rzeczy. Poza tym mam wrażenie, że jest dla mnie jak mój starszy brat. Mam starszego brata, ale moja relacja z nim stała się daleka od kiedy zachorował na schizofrenię. Więc ten przyjaciel to taki trochę substytut, bo nie wyobrażam sobie go jako mojego partnera.
Generalnie jest ciężko w mojej głowie. Zbyt ciężko. Nie potrafię odczuwać satysfakcji. U mnie emocje zauważam dopiero gdy są mocno podbite - nie czuję złości, odczuwam dopiero wkurwienie. Nie odczuwam radości, dopiero gdy jest ekstaza zaczynam dostrzegać coś.
W moim życiu zawsze emocje były bardzo wyolbrzymiane, tych małych rzeczy w moim dzieciństwie nie było. Były tylko ogromne skrajności. Małe emocje nie były nigdy zaopiekowanie, ani zauważane. A ja bardzo chciałam być zauważona.. No i w sumie nie potrafię żyć z tymi słabymi, bo pojawia się apatia. A jak mam taki emocjonalny roller-coaster to jest zajebiście. Jak w jakiejś pierdolonej telenoweli. Musi się dużo dziać, bo jak dzieje się mało, to życie jest bezwartościowe. To są mechanizmy mojej głowy i nie potrafię z nimi walczyć. Pewnie większość z Was nie zrozumie o co mi chodzi. W sumie sama nie czaję tego wszystkiego. Przecież powinnam być szczęśliwa... Wszystkie znaki w moim życiu mi to nasuwają. No ale niestety mózg dalej łaknie czegoś większego. A potem ten sam mózg kwiczy, że jest mu za dużo. I weź tu kurwa dogódź takiemu powalonemu organowi.
Dobra po tym wpisie weźmiecie mnie i tak za świra, więc może lepiej nie pisać już więcej...
Komentarze
Prześlij komentarz