Płacz ze złości i bezsilności...
Dzisiaj spotkałam się z murem, przez który nie potrafię się przebić. Nie ma takiej siły. Odbyłam rano bardzo stanowczą rozmowę z dyrektorką, oczywiście mur, ściana... Ta kobieta nie ma żadnej autorefleksji. Powiedziałam, że w związku z ustaleniami z zeszłego tygodnia mam zaplanowane zastępstwo w szkole językowej (co było ściemą) i w związku z tym nie wezmę dyżuru na świetlicy. Ona stwierdziła, że mam być do dyspozycji zawsze w godzinach pracy świetlicy i koniec kropka. Mam tam 11h, więc nie mam zamiaru pracować tam ani sekundy ponad wymiarowo . Postawiłam sprawę bardzo jasno, co nie spotkało się z wiwatami dyrekcji. Płakałam ze złości... Koleżanki z pracy mówią, że to normalne i każdy przez nią chociaż raz płakał i że je to nie dziwi. Większość nauczycieli się stamtąd zwija. Jestem kolejnym. Podpisze umowę, żeby mieć zapłatę za wakacje. A koniec lipca wypowiedzenie. Jak zadzwoniłam wyżalić się bratu powiedzial mi coś bardzo przykrego, ale również bardzo prawdziwego: "Pół życia po