Ciężko żyć wśród ludzi, ale bez nich też jest ciężko...
Dzisiaj uświadomiłam sobie bardzo ważną rzecz... źle oceniam gesty, sygnały i słowa ludzi, którzy mnie otaczają. Za bardzo wszystko odnoszę do siebie. To powoduje, że nie umiem stworzyć trwałej relacji i nie jestem za bardzo lubiana. Na studiach chyba wszyscy mają mnie dość. Jestem trochę nadgorliwa. Może powinnam zamiast w pierwszej ławce z podniesioną ręką, usiąść z tyłu i rozwiązywać krzyżówki? Wydaje mi się, że moja obecna postawa irytuje moich kolegów, ale wykładowcą to imponuje. Ale na ten moment aprobata profesorów nie jest priorytetem. Chcę pracować nad relacjami z ludźmi. Chcę tworzyć silne znajomości i takie o mniejszym natężeniu emocji i sympatii. Chcę umieć tworzyć różne relacje, od znajomości, przez koleżeństwo, po przyjaźń. Dlaczego to mówię? Po prostu wcześniej przy każdej znajomości byłam nastawiona na 100% zaangażowania drugiej strony. Z reguły wymagam tego co sama daję, ale czas obniżyć progi. Sesja jakoś idzie. Mam tylko jedną poprawkę i jedną małą rzecz