Ciężki dzień...
Dzisiaj przyłapałam się na zaśmiewaniu rzeczywistości. Martwi mnie to. Coś niepokojącego się ze mną dzieje.
Wkurzył mnie chłopak. Jego siostra chce się spotkać w piątek, a ja mam w sobotę egzamin. Mówię mu, że chcę się spotkać w sobotę, ale on twierdzi, że nie, bo jego siostra z jej narzeczonym mają ustaloną sobotę dla siebie. Jak mój brat nie chciał się z nimi spotykać w piątki, bo ma zaplanowany sobotni poranek, to był wielki problem. Wkurwia mnie to.
Dzisiaj dałam radę dać wypowiedzenie tylko w jednej placówce. W drugiej dam jutro z rana. Kosztuje mnie to wiele emocji. Myślałam, że mi ulży, ale dałam się zmanipulować i będę tam pracować dłużej o 2 tygodnie. Jestem beznadziejna. Jutro chyba złożę wypowiedzenie w normalnym dwutygodniowym trybie i powiem, że nie dam rady dłużej tego ciągnąć i że przez sympatię do placówki się zgodziłam, ale nie zrobiłam tego w zgodzie ze samą sobą.
Jestem cała rozedrgana. Niby wdzystko idzie dobrze, a mimo wszystko czuję się chujowo. Za dużo ludziom mówię o sobie, przede wszystkim mówię o decyzjach, których nie jestem pewna. Potem mają mnie za nie zrównoważoną.. Bo zmieniam zdanie co chwilę.
Czuję się nieprzygotowana do dorosłości. Czuję, że z niczym sobie nie daję sobie rady.
Komentarze
Prześlij komentarz