Dużo na głowie
Ostatnio chyba gubię się i odnajduję sa razem. Testuję wiele rzeczy, wiele osób, wiele ścieżek.
Z pozytywów w moim życiu jest unormowanie snu - zaczęłam medytować i zasypiam i wstaję o mniej więcej ustalonych porach. Dzisiaj zarywam częściowo nockę, bo chciałam zacząć w końcu pisać moją pracę magisterską. Udało mi się napisać 2 strony, wiem, że to pozornie niewiele... Ale dla mnie to ogromny sukces, bo na prawdę miałam problem ze znalezieniem fachowej literatury, ogarnięciem drukarki i tak dalej... Dzisiaj w końcu udało mi się wydrukować kilka przydatnych artykułów i mam napisany początek rozdziału teoretycznego.
W piątek nie poszłam do pracy, bo miałam kontakt z osobami z covidem.. Poinformowałam o tym pracodawcę i trochę wyszedł kwas, bo kazał mi wziąć bezpłatny urlop. Jutro spróbuję to jakość odkręcić, bo moją jedyną intencją było zadbanie o zdrowie dzieci w świetlicy oraz współpracowników. Wkurwiłam się... Takie sytuacje mnie przerastają, muszę się z nimi zmierzyć i zobaczymy co z tego wyjdzie. W najgorszym przypadku zrezygnuję z tej współpracy. Co ma być to będzie.
Teraz muszę się zrelaksować, odpocząć, żeby jutro napisać jakieś 4 strony pracy magisterskiej. Chciałabym wysłać już cokolwiek promotorce. Bo i pierwszy rozdział mieć zamknięty do końca roku.
Powoli klaruje mi się kierunek, w którym chcę iść... Wiem, że chcę uczyć dzieci języków obcych. Myślę, że muszę zaryzykować z otwarciem punktu przedszkolnego, dwujezycznego. Albo latać po 10 placówkach przedszkolnych. Praca s świetlicy mnie przytłacza. Mimo spoko zarobków, przeraża mnie wizja kontynuowania współpracy z tą szkołą.
Z innej beczki - czuję się jak kosmita. Tak jakbym nigdzie nie prasowała. Myślę, że jak jestem gdzieś więcej godzin niż 10 w tygodniu, to mnie wyniszcza. Pracuję nad relacjami, ale to cholernie ciężkie. Ciężko mi komukolwiek zaufać. Zastanawiam się co będzie, na razie mam kilka celów skreślonych z listy zadań :
✅ Zaliczyłam podyplomówkę
✅Nauczyłam się medytować
✅ Zaczęłam pisać magisterkę
✅ Porobiłam trochę badań lekarskich i wykupiłam ubezpieczenie medyczne
✅ Trochę wyluzowałam 😅 małymi kroczkami staram się żyć w myśl zasady „miej wyjebanie, będzie Ci dane”.
Z dietą idzie różnie. Staram się jeść śniadania. Pić wodę. Na razie takie mikro postępy.
Myślę, że od września założę własną działalność gospodarczą. Bo pracowanie na siebie jest bardziej opłacalne :) ma też minusy, ale jest się wówczas kowalem swojego losu.
Cele do końca roku :
* napisać pierwszy rozdział magisterki
* uprzątnąć mieszkanie
* zadbać o ciało i duszę
* uspokoić emocje.
Z tym bezpłatnym urlopem to jakaś parodia. Też się wkurzyłam. Już wiem dlaczego jeden z moich nauczycieli w szkole średniej był taki wkurwiony swoją robotą...
OdpowiedzUsuńSłaba sprawa z tym bezpłatnym urlopem, dlatego właśnie ludzie się nie chcą przyznawać do kontaktu czy objawów, bo się boją zostać bez pieniędzy. W ten sposób nigdy z tej pandemii nie wyjdziemy. Współczuję.
OdpowiedzUsuńCo do dwóch stron magisterki - najtrudniej jest zacząć, tak mówią przynajmniej. A ja sobie dodaję do tego, że to nie sprint tylko maraton. Także nie bądź dla siebie zbyt ostra.